ARCHETYPKI I POZYTYWKI PIOTRA RYCHLA – BAJKI NIE TYLKO DLA DZIECI

Już od 2 listopada zapraszamy do Galerii Satyrykon na ostatnią w tym roku wystawę „Archetypki i Symboliki” autorstwa Piotra Rychla. Prezentację ilustracji książkowych będzie można oglądać do 31 grudnia 2022 r.

PIOTR RYCHEL

Urodziłem się w roku 1962 i od najmłodszych lat dużo rysowałem. Kiedy rysowanie po ścianach nie zyskało zrozumienia i akceptacji rodziców, przeniosłem się na marginesy gazet, głównie Wieczoru Wrocławia. W czasach szkolnych swoimi pracami ozdabiałem (tym razem ku niezadowoleniu nauczycieli) marginesy w zeszytach i podręcznikach szkolnych. W liceum przerzuciłem się na duży format i dzięki nauczycielom malarstwa, rysunku i kompozycji – Jadwidze Wachsmann i Zbigniewowi Paluszakowi, zacząłem poważniej myśleć o sztukach plastycznych i wplatać je w plany życiowe. Na studia zdecydowałem się dość późno, ale za to w ciekawych czasach przemian społecznych i ustrojowych. Zająłem się wtedy rysunkiem prasowym i związałem z Gazetą Wyborczą na kilka lat. Potem bohaterowie moich rysunków zaczęli zaludniać podręczniki, czasopisma i książki dla dzieci, i tak, można powiedzieć, jest do dziś.

ARCHETYPKI I POZYTYWKI PIOTRA RYCHLA – BAJKI NIE TYLKO DLA DZIECI

Zawodowa kariera ilustratorska Piotra Rychla trwa już dobrych kilka dekad. A jeśli dorzucić do tego lata jego edukacji szkolnej, potem w Liceum Plastycznym oraz Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych we Wrocławiu (projektowanie graficzne), to można zaryzykować stwierdzenie, że właściwie nasz bohater odkąd pamięta, rysuje zamaszyście, kolor stosuje nie oszczędzając ni trochę, konstruując w ten sposób pełnych życia bohaterów i ich oryginalne światy. Preferując techniki klasyczne, rysunek analogowy, malowanie akrylami i akwarelą, Rychel nie stroni też od możliwości, jakie niesie ze sobą projektowanie cyfrowe. Ostatnio swoje ilustracje najczęściej realizuje hybrydowo, zaczynając od odręcznych szkiców ołówkiem, które przenosi potem do komputera, gdzie dopełnia je w kolorze i nieraz też w fakturze.

Od wczesnych lat 90. (jeszcze w XX wieku) Piotr Rychel komentuje świat lub realizuje swoje prace do tekstów prozą i wierszem (w przeważającej mierze cudzych). Na początku związany był z wrocławską „Gazetą Wyborczą” jako rysownik, potem ilustrował podręczniki dla Państwowego Wydawnictwa Naukowego i innych oficyn, a już w bieżącym stuleciu związał się z „Misiem” – dwutygodnikiem dla najmłodszych o pięknym rodowodzie, którego redaktorem naczelnym był w latach 2003-2008. To właśnie wtedy też, na początku naszego milenium, czytelnicy poznali po raz pierwszy słynnego Detektywa Pozytywkę, wymyślonego przez Grzegorza Kasdepke, najpierw jako bohatera opowiadania zamieszczonego na łamach „Świerszczyka”, później natomiast kolejnych zbiorów historii wydawanych przez Naszą Księgarnię. Dzisiaj, po zaliczeniu opowiadań o Pozytywce w poczet lektur szkolnych, po wydaniu zeszytów aktywnościowych z bohaterami serii i kolejnych antologii z rodzaju „wielka księga przygód”, już nawet trudno zliczyć te wszystkie edycje. Poza Naszą Księgarnią Rychel współpracuje też z innymi wydawnictwami, w tym Bajką, Literaturą i Wilgą, ilustruje wiersze Jana Brzechwy, wierszyki logopedyczne i te o literach Małgorzaty Strzałkowskiej, opowiadania Doroty Gellner, Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel, Elżbiety Pałasz i Rafała Witka. Ochoczo (tak myślę) współtworzy z żoną Magdą Wosik książki rozwijające wyobraźnię i umiejętności plastyczne dzieci.

To świat z rzadka czarno-biały, chyba że celowo, w kolorowankach i tym podobnych. W pozostałych przypadkach aż kipi nasyconymi kolorami w odważnych zestawieniach – tu róż i zieleń, tu żółć i fiolet, w licznych ilustracjach jest wprost tęczowo, ale najbardziej chyba nasz bohater lubi zestawiać błękit z czerwienią, czasem z żółcią na dokładkę. Nic dziwnego, wszak to klasyczna triada barw podstawowych skanonizowana przez Pieta Mondriana w jego założeniach neoplastycyzmu. Co ciekawe, sam autor przyznaje, że to w ołówku czuje się najswobodniej, bowiem to najprostsze narzędzie gwarantuje najwierniejsze przełożenie ekspresji i pierwotnej energii gestu na papier. To szybka praca daje mu największy komfort, dlatego korzysta z ułatwień w procesie twórczym, jakie dają narzędzia cyfrowe. 

Postacie Rychla charakteryzuje rys karykaturalny – grubi są jak balony, chudzi jak patyczaki, niemowlę z wielgachną głową wygląda jak grzechotka, konie gną się pod opasłymi jeźdźcami, a w oczach owadów widać obłęd. Szpiczaste nosy potrafiłyby ukłuć, inne są gigantycznymi nochalami przesłaniającymi resztę twarzy, zęby przednie chwieją się jak w Upiornym twiście z Kabaretu Starszych Panów, wyłupiaste oczy chcą dostrzec więcej niż widać, a kończyny w szalonych podrygach zdają się nie mieć stawów. Zaprzeczenie prawu ciążenia, zwariowane perspektywy zakrzywiające horyzont światów przedstawionych decydują o niezwykłej dynamice kompozycji Rychla, czym przypominają realizacje klasyka nad klasykami polskiej ilustracji dla dzieci – Jana Marcina Szancera. Większość postaci jest w pędzie, w podskokach, w wygibasach, frunie, lewituje, ucieka, goni, skrada się, a nawet podejmując zwykłe czynności, sprawia wrażenie wykonywania sobie tylko znanego tańca. Tańczą kamieniczki w zwariowanym polonezie, tańczy zaprzęg reniferów, a i walka ze smokiem staje się bardziej kołomyjką, z choreografią ma też coś wspólnego pęd po „niebostradzie”. Ta dynamika wpływa na groteskowy charakter wielu z przedstawionych scen. Ilustracje Rychla śmiało rozbijają statykę bloku tekstu albo uruchamiają typografię wesołych wierszyków.

Od 2013 roku Piotr Rychel regularnie uczestniczy w plenerach ilustratorskich organizowanych przez BWA Galerię Zamojską. W okolicznościach malowniczego Roztocza powstały prace niepublikowane, tym większa gratka dla zwiedzających legnicką wystawę, jako że na co dzień należą one do kolekcji zamojskiej. Każdy plener ma swój temat, najczęściej zaczerpnięty z polskiej klasyki, ale artyści biorący w nim udział mają sporo wolności co do wyboru konkretnych utworów lub bohaterów tekstów literackich. Dzięki temu znajdziemy na wystawie ilustracje Rychla do Quo Vadis Henryka Sienkiewicza, poezji Bolesława Leśmiana i ks. Jana Twardowskiego, baśni polskich czy wierszy barda Andrzeja Garczarka znanego z radiowej Trójki i słynnego programu Macieja Zembatego „Zgryz”. W tych ilustracjach, wykonanych w technice akrylowo akwarelowej, fotokolażu, technikach cyfrowych lub hybrydowych (rysunek odręczny z obróbką komputerową), również odnajdziemy karykaturę i groteskę. Jest wizerunek człowieka według Garczarka, czyli pół-świnia, pół-serafin, oraz inspirowany jego poezją Raskolnikow przeszyty sierpem księżyca z gałkami ocznymi, które zamieniły się w pająka; jest przerażony Madej w dynamicznej konfrontacji z diabłem, jest ekspresjonistyczny Frasobliwy (obiekt z masy papierowej zreprodukowany w ilustracji), jest i husarz o rozlatujących się skrzydłach na upadłym wierzchowcu, jest wreszcie frywolna i witalna czarownica w rozmiarze XXL podróżująca na łopacie w stronę księżyca Pana Twardowskiego, chyba nieprzypadkowo odziana w białą koszulę i czerwoną spódnicę. W ciekawej kompozycyjnie ilustracji ukazującej Ligię na pierwszy plan, w bardzo ciasnym kadrze wysuwa się byk niepokojąco łyskający błękitnym okiem.

Zabaw formalnych u Rychla znajdziemy znacznie więcej, zarówno w realizacjach adresowanych do dzieci, jak i w propozycjach skierowanych do dorosłych, nawet bardzo dorosłych odbiorców. Znakomita jest seria kart budujących talię-kartotekę dramatów Tadeusza Różewicza, której powstanie związane jest z wyróżnieniem pisarza doktoratem honoris causa wrocławskiej uczelni artystycznej w 2007 roku. Krytyczne (od krytyki sztuki) oko wyłowi z kolei pewne nawiązania stylistyczne do polskiego formizmu, zwłaszcza strefizmu Leona Chwistka – doskonale widoczne w ilustracjach do baśni polskich i wizerunku Ligii.

Świat wyobrażony w ilustracjach Piotra Rychla ma w sobie pociągającą moc surrealizmu – niby rozpoznawalny, a jednak specyficznie zdeformowany, oglądamy go jak w krzywym albo wręcz potłuczonym zwierciadle. Ale też nierzadko, zwłaszcza w przypadku ilustracji powstałych do literatury dziecięcej, oglądamy go jakby przez różowe okulary – tam nawet wyjęci spod prawa nie wyglądają zbyt groźnie, a czarne charaktery wywołują raczej rozbawienie niż strach, no i wszystko dobrze się kończy. Pewnie o niebo lepiej żyłoby się nam w takim świecie, skorzystajmy więc z okazji i pobądźmy w nim choć przez chwilę.

                                                                                                 Anita Wincencjusz-Patyna

Skip to content