Czy prawdziwy, autentyczny, pełny kontakt z drugim człowiekiem jest możliwy? W tym również kontakt między twórcą i odbiorcą? Niektórych artystów zdaje się niezbyt to interesuje, ale Hannę Józefowską chyba bardzo. To chyba nie przypadek, że w jej grafikach obok spiętrzonych masek tak często pojawiają się symboliczne postaci rozmaitych pośredników… Właśnie do meandrów komunikacji odnosi się zresztą – tak zatytułowana – jedna z prac na wystawie. Bredzenie o kontakcie „bezpośrednim” w odniesieniu do jakiejkolwiek sztuki wydaje się, oczywiście, absurdem lub herezją. Jednak z drugiej strony… Rzadko w Galerii Satyrykon tylu ludziom z krwi i kości na przekór i ponad wiekami możemy spojrzeć prosto w oczy. Albo raczej niemal prosto, bo tu właśnie mówiąc metaforycznie i całkiem dosłownie „zaczynają się schody”.
Wszystko, co tu widzimy to „odbicia”. Niektóre z uporem, godną podziwu drobiazgowością i wręcz miłością eksponujące swą niedoskonałość. Żółknięcie papieru, bezmyślną bazgraninę przypadkowych „użytkowników”, zabrudzenia, recycling, chemiczną degradację fotograficznej kliszy… Wszystko „trawi” czas i wybrana przez artystkę forma akwaforty – staje się chyba zarazem symbolem „szumów”, które towarzyszą każdej próbie przekazu i wszelkiej informacji. Wszystkich tych zniekształceń, ubytków, przeklętych, ale może i błogosławionych dodatków.
Jakże niewielu mogło kiedyś kuglarskie sztuczki Boscha oglądać w oryginale i pełnym kolorze. Już prędzej w formie drzeworytowej odbitki. Czy podejmowany przez kolejnych rzemieślników temat mógł przez analogię przybrać formę tonda, potem miniatury, dzięki czemu tę jakże wszystkim dobrze znaną scenę możemy teraz na wystawie w GS podglądać już tylko niczym przez dziurkę od klucza, tracąc kontekst i większość szczegółów…
My dziś, bez problemu w sekundę sprawdzając kolory tego motylka, co to przecież tkwił nad czołem dziwacznogłowej księżniczki Pisanella, tylko pozornie jesteśmy w troszkę lepszej sytuacji… Fakt, Jacques z Sabaudii się przed nami nie ukryje, ale też mamy do czynienia głównie z odbiciem. I jeśli można mieć poważne wątpliwości, czy w świecie Hanny Józefowskiej zaszedł przewrót kopernikański, to na pewno dotarła tam wieść o obrotach monet i uniwersalności mechanizmu zastępowania lepszego gorszym w rozmaitych sferach rzeczywistości.
Dialog prowadzony z odbiorcą i przeszłością za pomocą znanych obrazów (głównie portretów, ale nie tylko) staje się okazją do niefrasobliwie lekkich, wręcz sztubackich żartów. Sławni małżonkowie z Urbino: ciekawe, co też łączyło ich naprawdę poza wspólną deską? Czy Giovanna Ghirlandaia nosi teraz kryzę, bo aktualnie mieszka w Madrycie? Podobno ten element tzw. stylu hiszpańskiego podbił Europę, bo świetnie chronił ubrania w czasie jedzenia. Coś jak spodek od filiżanki. Choć taka duża, płaska wersja rzeczonego kołnierzyka mnie akurat , tutaj zupełnie bez związku i tak najbardziej się kojarzy z roześmianą malarką – Judith Leyster. Ale wracając do tematu… Trzeba być ślepym, żeby nie zauważyć, że arcybogaty naszyjnik bankierskiej żony (według Memlinga) w plątaninie motywów kwiatowych ukrywa przede wszystkim liczne serca…
Wiele z tych współczesnych żartów odbywa się wszakże – ślad owocnego terminowania –zgodnie z dawnymi regułami. Symbolika przestrzeni, analogie między wnętrzem i zewnętrzem, mikro i makrokosmosem, znaczący charakter najdrobniejszego detalu (łącznie z podpisem), w której to rekwizytorni obok tego, co przeznaczone dla wszystkich, zaszyfrowano małą uncję prywaty… I wreszcie fakt, że tworzone w ten sposób obrazy – to kolejna, ale jakże logiczna operacja – dzięki dodanym tytułom stają się alegoriami. Niewątpliwie, choć zostawmy to każdemu z osobna, mamy tu zaproszenie do filozoficznego dialogu o pryncypiach. Ostentacyjnie niewspółczesny sztafaż wskazuje wyraźnie, że chodzi o te sprawy, które się z upływem czasu nie zmieniają…
Wszystkie erudycyjne konteksty możemy uznać za zaproszenie, pomoc, komplikację lub wręcz przeszkodę… Przecież dzięki jasności tych konceptów i tak z grubsza – sercem i intuicją –wiemy lub domyślamy się, o co chodzi. Niepotrzebna łacina, by w tym obrazie otępienia, przekształcającym na dodatek nasz mózg w rodzaj pieczonej na rożnie kiełbaski domyślać się aspektów pocieszających. I tak wiadomo, że na ogół to kobieta ma cały dom na głowie. Z kolei żadne dodane przez malarza symbole nie opowiedzą „naprawdę” o tych wszystkich rozsadzających czaszkę emocjach, jakie towarzyszą poszukiwaniu własnej duchowej drogi… W chaosie bytu nie tak łatwo odróżnić Weronikę od łotra, choć czy Bosch nam rzeczywiście w tym pomoże? Jedno jest pewne, w trudnej sztuce przekazywania tego, co niewyrażalne, wszelkie chwyty są dozwolone.
Terminowanie, niepozbawione odrobiny przekory a nawet pychy. Noszące cechy „kobiecej ręki” ocieplanie wizerunku. Przywracanie ludzkiego wymiaru, choćby i przez podkreślanie niedoskonałości. Dzięki łączeniu technik nadawanie na powrót odbitkom znamion niepowtarzalności. W ostatecznym rachunku ocalanie… Czyż nie tak wyobrażamy sobie rolę kobiet?
W czasach do których tak wyraźnie nawiązuje Hanna Józefowska symboliczne obrazy odnosiły nie tylko do tajemnic ludzkiego wnętrza, ale też do innej wykraczającej poza doczesność rzeczywistości. Świat, który tutaj oglądamy, też z pewnością nosi piętno jakiejś – choć trudno jednoznacznie powiedzieć czy analogicznej – tęsknoty. Czy właśnie stąd tu tyle okien? Czy właśnie dlatego tak często się tu pojawiają ci naturalni pośrednicy między niebem i ziemią –ptaki? Czy wreszcie dlatego tak ważnymi bohaterami (poświęca się im nawet osobny cykl) stają się ci niegdyś najważniejsi w naszej kulturze pośrednicy między tym co materialne i niematerialne – anioły? Co prawda po ludzku „oswojone”. Na tyle jednak eleganckie, by od przaśnej rzeczywistości odstawać niczym secesyjna femme fatale, albo raczej przysłowiowy kwiatek od kożucha. „Nieoficjalne” niczym domownicy, gdy tak latają sobie w przypominających kimona szlafrokach i pasiastych skarpetach. Te skarpety wydają się zresztą szczególnie ważne, jeśli przypomnimy sobie, że bose stopy „tradycyjnych” aniołów to sygnał nieskalania ziemską rzeczywistością … Czy za ten związek z ziemią płacą oderwaniem od nieba? Tym, co uderza jest ich by tak rzec, programowa, usilnie eksponowana sztuczność. Z drugiej strony konwencjonalne, znane z malarskich i rzeźbionych wizerunków pozy potrafią wykorzystać we własnych sprytnych celach… W precyzyjnie budowanym choć przypominającym bardziej ciepły, zabałaganiony dom niż zegar (taka strategia) symbolicznym świecie czują się znakomicie. Czy są nam jednak tu rzeczywiście potrzebne, by docenić świetny, lapidarny dowcip „Idei”– to już temat na inną opowieść…
ba
cykl „Spotkania z ilustracją” dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego