Daję ci gwiazdkę z nieba…
Ilustracje ze zmyśleń Marcina Minora
Marcin Minor to autor, który zaprasza do krainy snów. Tych dobrych, ale nieraz i tych koszmarnych, choć zawsze pełnych poezji. Aż chciałoby się wejść w środek jego tajemniczych prac i rozejrzeć dookoła. Przecież w jego światach wszędzie muszą być takie obrazki. I choć kadr często jest zamknięty, to jednak podejrzewamy, że poza nim jest coś więcej, tak samo magicznego. Wejść w te krainy na pewno by się chciało, ale do tego potrzeba też odwagi. Bo nikt nie wie, co się z nim stanie, jeśli fantazja, do której zabiera autor, stanie się prawdą.
Oczywistością jest zatem to, że właśnie Marcin Minor musiał zająć się ilustrowaniem gry planszowej Sen. To z jego wyobraźni wyszły sny i koszmary, które rozdają odpowiednie ilości kruków. Jeśli ktoś ma szczęście, to w nocy zobaczy gromadkę słodkich kotków, ale jeśli nie będzie mu ono sprzyjało, to zamieszka w straszliwym domu razem z jakimś wielkim zwierzęciem z mackami. Czy to ośmiornica, kraken, a może gorzej – Cthulu wprost z opowieści Lovecrafta. Nieważne, kto wygra partię, kto zdobędzie mniej punktów (im więcej przeraźliwych kruków, tym gorzej). Samo obcowanie z tak piękną grą daje satysfakcję.
Czarne ptaszyska zresztą pojawiają się w krainach autora częściej. Czyżby wziął je z obrazów jednego ze swoich nauczycieli – Franciszka Starowieyskiego? Możemy je zobaczyć też na przykład w „Piotrusiu Panie w ogrodach Kensingtońskich”. Patrzę na te oniryczne, poetyckie, wyjęte z marzeń (a może snów) ilustracje i od razu zgaduję, że były stworzone do angielskiej prozy. Jeśli nie do powieści Barriego, to może (przynajmniej kilka z nich) do Dickensa? Są rysowane zupełnie inaczej od tego, co tworzył Arthur Rackham czy Phiz, a jednak wydają się opowiadać te same historie, przemawiają do tego samego rodzaju wrażliwości.
Jak połączyć to, co naturalne z tym, co stworzone ręką człowieka? Marcin Minor jest w tym mistrzem. Fascynacja przyrodą przeplata się z miłością do architektury. Spójrzmy na dziecko, które wychodzi przez dach na jednej z ilustracji do „Piotrusia Pana” w pięknej zimowej scenerii, przyjrzyjmy się Behemotowi uczepionemu do tramwaju na obrazku do „Mistrza i Małgorzaty”, przepłyńmy się statkiem i zerknijmy w oczy śmierci z „Rękopisu znalezionego w Saragossie”. Wszędzie znajdzie się cud architektury przepleciony z doskonałością natury. Wyobraźnię artysty podziwiam też w tym, jaką naturalną architekturę wymyśla. Choćby w „Tutajach”, gdzie dom wbudowany jest w drzewo. Ale wystarczy przypomnieć sobie, że kolejnym z nauczycieli był Wiktor Zin. Jakże nie zafascynować się pięknymi budowlami?! Do tego nieograniczona, poetycka (że znów użyję tego słowa) wyobraźnia Marcina Minora i można zagłębiać się w ten sen.
Sama przyroda zresztą znalazła wyraz w cudownych seriach, że wspomnę tu tylko „Tutaje” (ponownie) i „Gwiazdkę z nieba”. Zabawa ze światłem w tej ostatniej to już zupełny majstersztyk! Nie trzeba kupować żadnych lampek ledowych czy fosforyzujących naklejek na ściany. Wystarczają te ilustracje. Do tego grzejąca jak kaloryfer opowieść i nic więcej nie jest potrzebne zimą. Nie tylko dzieciom, ale też ich rodzicom. No, można zaparzyć jeszcze herbatę. Jest w tym coś przypominającego światło na obrazach dawnych mistrzów – punktowe, ale rozświetlające całą scenę. To samo widzimy na niektórych obrazach Rembrandta, a przede wszystkim Caravaggia.
Prace Marcina Minora sugeruję oglądać jako terapię ludziom, którzy mają problemy z oddychaniem. Żywioł, który przeważa u artysty, to powietrze. Prawie wszystkie opowieści dzieją się u niego na zewnątrz, a wiele z nich wręcz wyżej, na niebie. Latają ptaki, latają dzieci, ba! Jest nawet latająca ryba! A jeśli ktoś nie ma akurat skrzydeł ani nie potrafi lewitować, to nie oznacza, że nie może znaleźć się ponad ziemią. Behemot huśta się na żyrandolu, a orzesznica wspina po drzewach.
Zaraz po powietrzu znajduje się woda. Momentami (jak w przypadku niektórych ilustracji do „Piotrusia Pana w ogrodach Kensingtońskich”) woda wygląda jak powietrze, a powietrze jak woda. Jakże piękna i szlachetna jest wodna ilustracja ze statkiem do „Rękopisu znalezionego w Saragossie”. Do tego z tym żywiołem powiązane są zupełnie inne gatunkowo obrazki takie jak „Plaża” czy „Basen”. A co łączy jeszcze powietrze z wodą? Kolor niebieski. Tego u Marcina Minora zdecydowanie nie brakuje.
Mimo wszystko światy Minora są zdecydowanie bardziej oniryczne niż fizycznie zmysłowe. Jak udał mu się taki paradoks: zamknięcie żywiołów i światła w niedotykalnych przestrzeniach. Wszystko wypływa z jego zmyśleń.
Joanna Szlempo
Ekspozycja przedstawia ilustracje do książek „Piotruś Pan w Ogrodach Kensingtońskich” J.M. Barrie, „Gwiazdka z nieba” Przemysława Wechterowicza, „Tutaje” Ewy Minor. Piękne, pełne magii ilustracje do gry planszowej „Sen” oraz jeszcze nie publikowane ilustracje do książek dla dorosłych: „Mistrz i Małgorzata” i ”Rękopis znaleziony w Saragossie”. I aby mieć większe spektrum możliwości twórczych autora zupełnie odmienne prace „Plaża” i ”Basen”, czy niewielką próbkę komiksu.
Marcin Minor pochodzi z Warszawy, mieszka i tworzy w Petrykozach. Ukończył studia na Europejskiej Akademii Sztuk na wydziale malarstwa. Współpracuje z wieloma wydawnictwami, tworzy obrazy, ilustracje do książek dla dzieci i dorosłych oraz gry planszowe. Jest też pedagogiem, terapeutą rozwojowym, arteterapeutą (Instytut Ericksonowski). Inspiruje go przyroda, architektura, wielopłaszczyznowe kontrasty. Od wczesnych lat dziecięcych zafascynowany komiksem. Z dużą przyjemnością bawi się około magicznym realizmem okraszonym żartem o różnym stopniu intensywności w wyrazie.
Wernisaż: 25 stycznia godz 17.30
W swych pracach stosuje akryl na płótnie i papierze, akwarelę, tusz, olej, suche pastele oraz digital art. W pracach tego artysty przewija się poetyckość i baśniowość, a żywa narracja przywodzi wspomnienie o czasach dzieciństwa. Swoje prace prezentował na wystawach indywidualnych i zbiorowych.
Gra „Sen” z jego ilustracjami zdobyła główną nagrodę w konkursie „Świat przyjazny dziecku” (przyznawaną przez Komitet Ochrony Praw Dziecka)