Właściwie każdy przyzwoity Ratusz, nieważne – w Lipsku, Świdnicy, Toruniu, Wrocławiu, Monachium, Jaworze czy Wałbrzychu, miał Ratskeller. Ale chyba żadna nie wywołała aż tak spektakularnego zawrotu głowy. Trzeba było wyobraźni, wiedzy i wiadomości historycznej, wreszcie poczucia humoru Floriana Doru Crihany, by typowe dla takich miejsc piwniczne sklepienia skojarzyć z neobarokowymi przęsłami mostu przy ulicy Kartuskiej. Naszego chyba wciąż najpiękniejszego betonowego mostu na Kaczawie (i zdaje się jednego z najstarszych do tej pory zachowanych tego typu mostów w Polsce). Most Cesarza Fryderyka (Kaiser Friedrichsbrücke) zastąpił w 1904 drewnianą “żydowską kładkę”. Czy to dlatego, że nie wypadało po tak mizernym przejściu zmierzać do budowanego właśnie, również na cześć cesarza Fryderyka III, kościoła. Albo dlatego, że jak widać z pocztówek z 1898 czy 1903 z wielkim trudem opierała się tutejszej pladze – powodziom. 1898, 1917, 1930, 1977, 1997… W 1917 woda rzeczywiście niebezpiecznie zalała Kartuzy. Wielu z nas zaś pamięta, jak w 1977 dotarła do samego centrum. Fale nie tyle rzeczywistej, ile metaforycznej, historycznej katastrofy zmyły z powierzchni ziemi to wszystko, co przez dziesięciolecia (od lat 80. XIX w.) rodzina Knabenschuh – właściciele gospody Ratuszowej – starali się tu stworzyć. Ciepły kaflowy piec. Na karcie z lat 20 właśnie tak wygląda, ale czy był czerwony? Może tak, choć chyba nie w tym miejscu, tam zaś stał troszkę inny, bardziej ozdobny… Typowe stoły, krzesła, lampy, a nawet wiszący na ścianie zegar… Dziesięć lat później oświetlenie było już trochę inne… W latach 40., jeśli wzrok nie myli, tuż obok zegara wisiał portret Hitlera. Georg Knabenschuh dbał, by wejście do Ratuszowej zależnie od pory roku zdobiły stosowne rośliny w pojemnikach. Choinki, rododendrony. Być może to właśnie on “dmuchał w katarynkę” w trakcie Święta Margaretek w 1911… Przy specjalnych okazjach gąszcz egzotycznej roślinności rozrastał się w prawdziwą dżunglę. W Starym Ratuszu, tuż nad gospodą mieściła się Miejska Kasa Oszczędnościowa. Zgromadziwszy w niej trochę gotówki, można się było w Ratuszowej schronić. Zawsze chodziło o oazę, w której nigdy nas nie dopadnie katzenjammer. Historyczny ani jakikolwiek inny.
Po II wojnie Ratuszowa koiła jeszcze przez wiele lat np. po trudach pierwszomajowego pochodu, zanim na kilkanaście lat przybrała maskę. Most św. Jacka (jaki kościół, taki most) próbuje się przekształcić w miejscowy Most Zakochanych. Ale prawdziwa tradycja rzecz kapryśna…
Dziś (wtorek, 7 kwietnia) z Panoramą Legnicką.