Pojawił się w Legnicy podczas Satyrykonu w 1986, w drugim roku międzynarodowego funkcjonowania festiwalu. I od tej pory nawet najkrytyczniejsi musieli przyznać, że na wiele lat legnicka impreza zyskała prawdziwego, rasowego wodzireja. Zdzisław Smektała “ogłaszał, rozgłaszał, śpiewał, wykrzykiwał, przenosił” (wówczas – Franciszka Maśluszczaka na własnych plecach).
Potrafił bawić, skupiać wokół siebie ludzi i inspirować ich. Choćby do powołania w Legnicy Towarzystwa Satyrycznego. Z regularną pracą w pocie czoła w tym barwnym, frywolnym gronie może różnie bywało, ale twórczych iskier, spontanicznego lobbowania i pomysłów nie brakowało. Takie też właśnie były początki Fundacji Satyrykon. Jako prezes (kolejno) obydwu Zdzisław Smektała zaś tak się rozzuchwalił, że do tradycji satyrykonowej weszło także karnawałowe docinanie kolejnym, nieważne jak wysoko postawionym prominentom. Słynne “ale jaja, gdzie jest Maja”, podczas wernisażu wystawy poświęconej Mai Berezowskiej w 1996 roku, to część już nie tylko Satyrykonowej, ale i legnickiej historii.
Do dziś z przyjemnością, a jakże by inaczej, czyta się Jego błyskotliwe uwagi o Małgorzacie Młodnickiej, Leszku Ołdaku czy Wielkim Stanleyu. Tak, Stanisławem Koguciukiem bodaj On pierwszy tak się zachwycił, że nawet chciał zostać jego menedżerem.
Począwszy od pamiętnego 1986 obowiązki jurora Satyrykonu (i Fotożartu) brał na siebie tak często (1986-8, 1991-2000, 2002-2004, razem 16 razy), że został pod tym względem absolutnym rekordzistą. W 1992 roku przewodniczył obradom. Nic dziwnego, że Tomek Broda nie wyobrażał sobie „zrobienia Satyrykonu” bez Niego. Sięgając w przeszłość wciąż trafia się na Jego ślady, zdjęcia i anegdoty. Cały czas też obiecywał, że – gdy tylko zdrowie pozwoli – przyjedzie znowu…