Przyszedł czas na zobaczenie się w pewnych ramach? Na przykład ostatniego 40-lecia? W takim razie i nas to bardzo dotyczy. Gdy tylko Satyrykon stał się wystawą nie regionalną, a ogólnopolską, czyli od 1978 roku, Wojciech Grzymała w nim uczestniczył.
Od początku był znakomitością. Na wezwanie idące z Legnicy odpowiedzieli niemal wszyscy liczący się satyrycy, od Andrzeja Adamowicza po Bogdana Fabiana Żmidzińskiego (w tych też ramach zawiera się „Leksykon polskich artystów karykatury 1945-2013″ wydany przez MK). Jednak to właśnie Wojciechowi Grzymale w 1979 roku legnicka publiczność przyznała swoją nagrodę. I nic dziwnego – ta anonimowa, obandażowana głowę z seksownymi, wyrazistymi ustami – jakże wówczas musiała „przemawiać” do ludzi!
Potem, w 1980, gdy Muzeum Karykatury nagrodziło zaproponowaną przez Grzymałę wersję nowych szat króla, rzeczony król („nagi, ale jakże piękny”), wraz z serią innych rysunków stanowił jedną z najważniejszych tutaj indywidualnych wystaw. „Przyszły na nią prawdziwe tłumy”, z satystakcją odnotował oddelegowany do Legnicy przez redakcję wraz z Grzymałą reprezentant „Przeglądu Technicznego” – Jan Bazyli Lipszyc. Z dumą podkreślał, że większość prezentowanych na wystawie prac właśnie w „Przeglądzie” miała premierę. Zresztą nie tylko lubiącego eksperymentować z rozmaitymi technikami graficznymi Grzymałę, ale i większość satyryków prezentowanych na wystawie pokonkursowej Satyrykonu łączyły wówczas z „Przeglądem” ścisłe więzi przyjaźni i współpracy. Bowiem to właśnie, niby programowo apolityczne i jako takie, traktowane przez władzę pobłażliwie pismo, wyrastało wówczas na jedną z głównych „aren” myśli opozycyjnej. Nie tylko u nas tak zresztą było. Przypomnijmy, do czego w tamtych latach rysował np. Michaił Zlatkowski…
Wracając jednak do Grzymały, laureat Satyrykonu 80 i bohater wystawy zdradzał wówczas o sobie kilka bardziej lub mniej prywatnych szczegółów. Kilka innych zdradzały będące nieoficjalnym organem prasowym satyrykonowe gazetki:
W 1981 powierzono mu oprawę graficzną konkursu – czyli projekt plakatu, zaproszenia i okładek dwóch w tamtym czasie katalogów – Satyrykonu i Fotożartu. Robiły wówczas ogromne wrażenie, bronią się zresztą do dziś. Chyba nie tylko przez sentyment do przeszłości niektórzy uważają je za jedne z najlepszych w całej historii Satyrykonu.
Aż dziw, że przy wszystkich tych bogatych artystycznych i towarzyskich związkach w archiwach nie zachowały się relacje z jakiejś wielodniowej legnickiej stypy na wieść o emigracji artysty do Nowej Zelandii… A może jednak coś takiego było? Trzeba by podpytać Ewę Barciszewską, która z kolei przepytuje Wojciecha Grzymałę na okoliczność odnalezienia niewydrukowanego z powodu wprowadzenia stanu wojennego numeru „Szpilek”. Niby „szpilka w stogu siana”, ale zarazem prawdziwy kawał historii…
Tak zatem, nie wspominając już o okładkach jakże ważnych dla całego pokolenia Polaków płyt i książek, z naszej lokalnej, satyrykonowej perspektywy wyglądał „ram” początek. Intuicja językowa podpowiada, że „w ramach” to nie tylko jakieś „od do” w czasie lub przestrzeni, ale i „w toku”. W toku czego? Towarzyszący wystawie w Centrum Łowicka folder troszkę podpowiada, troszkę pokazuje i pobudza apetyt przed wernisażem… A ten już w piątek, 17 lutego.
A tu jeszcze jedna zabawna opowieść, o Leninie