Uśmiech, śmiech, ale nie rechot (2)

Uśmiech, śmiech, ale nie rechot

czyli czego możemy się w tym roku spodziewać na satyrykonowej estradzie kabaretowej przepytujemy Magdę Umer

Uśmiech, śmiech, ale nie rechot
Magda Umer i Artur Andrus na tamtegorocznym Satyrykonie fot. Piotr Krzyżanowski

Satyrykon“MumioArturoUmero”? Sposób zapisu na afiszu sugerowałby, że to jakiś dziwny zwierz (chyba najbardziej kojarzy się z Chimerą). Choć programy kabaretowe przyzwyczaiły nas do najbardziej zaskakujących zestawień, chyba nie da się tak różnych indywidualności aż tak ściśle połączyć w jedno?

Magda Umer: A okazało się, że się jednak dało! Nie tylko literki i dżwięki, czyli zabawę słowami, która od lat jest ulubionym zajęciem tego zespołu ludzi, ale i samych ludzi udało się pozyskać i  zgromadzić jednego wieczoru na legnickim Satyrykonie. Ten zespół ludzi to: Artur Andrus, Jadwiga Basińska, Darek Basiński, Jacek Boruciński i ja – ich wielbicielka.

W tamtym roku do szaleństwa doprowadziły satyrykonową publiczność orientalne śpiewy Artura Andrusa, w tym roku konstrukcja tytułu sugerowałaby równie egzotyczne (południowe? latynoskie?) klimaty. Czy to tylko językowy żart, fałszywy trop czy wskazówka? Czy może Pani zdradzić jakieś szczegóły tego, co nas czeka?

Językowy żart w nazwie, ale w życiu po prostu wzajemna sympatia i podziw. Artur pewnie znów ucieszy państwa czymś, bo on ma to do siebie że cieszy i bawi, Mumio pokaże stare i nowe fragmenty swojego kabaretu, który ja uważam za niedościgniony od lat, a ja jak zwykle zaśpiewam kilka pięknych piosenek. I będę gospodynią wieczoru, co zaproponowała mi pani Ela Pietraszko, którą od lat bardzo lubię! I jako gospodyni porozmawiam z moimi ulubionymi wykonawcami. Mam nadzieję że te nasze rozmowy – to nie będzie dla państwa stracony czas.

Po tamtegorocznym pobycie w Legnicy napisała Pani na swojej stronie: Miło było w tej Legnicy u pani Eli Pietraszko, a tutaj wszystkim, gdy zobaczyli tę odpowiedź (bo to była odpowiedź na list), zrobiło się ciepło na sercu. Czy lubi Pani na Satyrykon wracać, bo przecież to od 2006 roku, może nieregularne, ostatnio bardziej regularne powroty…

Lubię i dlatego wracam. Gdybym nie lubiła – nie wracałabym.

Intensywność występów zdaje się nie zostawia czasu, by choćby zerknąć na wystawy, ale tak w ogóle czy lubi Pani rysunek satyryczny i jeśli tak, to jaki…

Bardzo lubię rysunek satyryczny, ale nie każdy. Nie lubię tak zwanego “kopania leżących” i w ogóle bardziej lubię humorystów niż satyryków. Kreskę Kulisiewicza w każdym sensie. Życzliwość, finezyjne poczucie humoru i abstrakcję. Uciekanie od dosłowności i grubiaństwa. Uśmiech, śmiech, ale nie rechot. I tak mam nadzieję będzie 19 czerwca  w Legnicy. Do zobaczenia i usłyszenia!

Z historii estrady kabaretowej Satyrykonu

U początków legnickiego Satyrykonu (koniec lat 70.) wcale nie było aż tak oczywiste, że to przede wszystkim konkurs plastyczny. Dzięki charyzmie Andrzeja Tomiałojcia, prowadzącego legendarny już klub „Parnasik” twórcy i organizatora Satyrykonu, świętu satyry towarzyszyły trwające kilka dni Legnickie Spotkania Kabaretowe. Zaprzyjaźniony osobiście z wieloma artystami Tomiałojć  bardzo dbał o pokazanie legniczanom wszystkich najistotniejszych zjawisk w tej dziedzinie. Mniej więcej w połowie lat 80. (1986), okazało się, że właściwie… nie ma już kogo zapraszać, ponieważ, jak czytamy w notatkach  organizatorów – niewiele jest zespołów, które by dotychczas w Legnicy nie były.
Dziś sytuacja ma się niemal odwrotnie. Kabaretów więcej niż grzybów po deszczu, jednak wiele z nich na Satyrykonie nigdy nie zagości. Powracają natomiast, niezmiennie radośnie witani ci, których Satyrykon kocha najbardziej. Od lat w ramach przeszczepionej na grunt legnicki formuły „Alfred Hitchcok przedstawia” (czytaj „Artur Andrus zaprasza”). Choć ostatnio można się było nieco pogubić. Kto tu kogo zaprasza, kto na tej satyrykonowej estradzie jest gospodarzem, a kto gościem…
Dla kogo zaś zawsze znajdzie się na Satyrykonie miejsce? Dla kabaretu poetyckiego, twórców finezyjnie bawiących się słowem. Dla wszystkich tych, którym – nawet jeśli o tym nie wiedzą  – po drodze z jednym z największych przyjaciół Satyrykonu, Andrzejem Waligórskim. Bywał tu  niegdyś rokrocznie i niezmiennie wpisywał się w tutejsze formularze jako, czasami jedyny, „satyryk piszący”.  To na pamiątkę tamtych czasów Satyrykonowa Nagroda Dziennikarzy nosi jego imię, zaś jej mottem jest: potępiać głupotę, nie kopać leżącego i nie huśtać się na wiszących.

Od dziesięciu lat przyjeżdżającym do Legnicy artystom towarzyszą karykatury Tomasza Brody.

Skip to content