Na jego widok usta od rozciągają się w uśmiechu. Wszyscy od razu wiemy, o co chodzi? O te kartki, które wylądowały w koszu, zanim narodził się ten najlepszy pomysł? I co – teraz złośliwie czy triumfalnie wracają do twórcy jak bumerang?
Przypomina mi się rozmowa, jaką Tomek Broda i Magda Wosik wiedli podczas przygotowań do wrocławskich „Skłonności do ostrości”. O penetrowaniu kątów szuflad, porzuconych szkicowników, może i koszy nie śmiecie swych studentów, bo właśnie tam często się kryje to, najprawdziwsze, najciekawsze i najlepsze. Walnijmy z grubej rury: czy ta prawda dotyczy tylko nie do końca jeszcze świadomych i artystyczne uformowanych studenckich duszyczek? A może cała satyra to właśnie rodzaj sztuki, która żywi się takim koszem.
Tomek Broda mięciu kartek już dawno nadał zupełnie nowy wymiar. Do Magdy Wosik właśnie w tym roku papierowa kula powraca z najszlachetniejszym, złotym połyskiem Grand Prix. Ciekawe, co z tego dalej wyniknie.