Czy dyplom może być dziełem sztuki? Szczycący się mianem grafika użytkowego, od czasów studenckich twórca niezliczonej ilości robionych “na zamówienie” akcydensów Eugeniusz Get Stankiewicz to może najlepszy przykład… że na pytania rzekomo retoryczne lepiej nie odpowiadać. Jak wspomina Mirosław Ratajczak, Get słowa “artysta” i “sztuka”, więc pewnie i “dzieło sztuki” traktował dość nieufnie. Zapytajmy zatem inaczej. Co sprawiło, że okolicznościowy świstek stał się przedmiotem tak silnego pożądania, że dla laureatów Satyrykonu stawał się ważniejszy od nagrody, że w samych zleceniodawcach wzbudzał chęć “kradzieży”. Cieszyło, gdy ktoś nie mógł od razu odebrać, martwiło, że jednak w końcu oddać będzie trzeba… Czy taki był właśnie początek tego zbioru?
W nie tak odległej epoce, której kontekst warto mieć na uwadze, dyplomy rozdawano aż nadto hojnie, oprócz albo co gorsza zamiast. Budziły więc w najlepszym razie ironiczne skojarzenia. W ramach Satyrykonu to właśnie Eugeniusz Get Stankiewicz przywołując – przełamał ten stereotyp. To on też właśnie – sposobem, w jaki realizował kolejne zamówienia – “sprowokował” powstanie analogicznej do – wcześniej się już tworzących – zbiorów plakatów i medali kolekcji dyplomów.
Szczycimy się nią od dawna. Fragmenty jej można odszukać w wydawnictwach podsumowujących różne etapy Satyrykonu. Można ją znaleźć na naszej stronie internetowej, umieszczoną nie bez wyrzutów sumienia i świadomości przeniewierstwa wobec kogoś, kto “nigdy nie chciał być w internecie”.
Dopiero teraz jednak można obejrzeć to “naprawdę” albo niemal naprawdę. W formacie i jakości oddającej sporo, oczywiście nie wszystkie – cech oryginału. Wielość środków stosowanych w autokolażach, szlachetność materiałów, subtelność albo może brutalność ich darcia… Mistrzostwo miedziorytów, które – jak twierdzą specjaliści – naprawdę widoczne jest dopiero w ogromnym, przynajmniej siedmiokrotnym powiększeniu. Oddaniu przynajmniej części niuansów ma właśnie służyć ten kalendarz.
O tworzonej w ten sposób historii i wielostronnym dialogu nikt nie mógłby lepiej opowiedzieć niż Mirosław Ratajczak. Każdy, kto choć odrobinę się Getem interesował wie, jak bardzo to nazwisko – autora pierwszego w historii Satyrykonu komentarza do dyplomów – nobilituje niniejszy kalendarz. Przypomnijmy zatem tylko dla porządku – o dziesięć lat młodszy od Geta wrocławski krytyk sztuki, który twórczości Geta Stankiewicza towarzyszył niemal od początku, przez czterdzieści lat, na wszystkich etapach, który przez cały ten czas mógł go obserwować i się z nim przyjaźnił. A w tym roku wydał książkę, która nie jest po prostu zebraniem wszystkiego, co już wcześniej sformułowane, ale próbą spojrzenia z nowej, odmiennej perspektywy. O tym albumie nikt, kto go przeczyta, nie odważyłby się powiedzieć, że jest to po prostu “najbardziej wyczerpująca” monografia, (do której zresztą autor skromnie nie rości sobie pretensji). Bo też – jak szybko się orientujemy czytając – jest czymś znacznie, znacznie więcej…
Satyrykonowe dyplomy niczym osobliwy mikrokosmos odzwierciedlają istotne motywy, tendencje, tematy ostatnich dwudziestu lat twórczości Geta Stankiewicza. Znajdziemy tu wszystko – rodzącą się in statu nascendi “oszmiańską szkołę passe–partout”, symboliczne użycie kolorów, fascynację szkłem… Tego ostatniego akurat, ponieważ bardzo trudno reprodukować, nie ma w niniejszym kalendarzu, tylko w zbiorach Satyrykonu (dyplom z 2005). Wątki erotyczne – kierowane do przyjaciół (a więc miło), przemianę “łba” na przestrzeni lat i wątki biograficzne – niekiedy aż zapierające dech dosłownością. Motywy dedykowane wielbicielom kąta prostego i ozdabiające kolejne niedoskonałości fasady wrocławskiego Domu Miedziorytnika pozłoty. Aby choć trochę zbliżyć się do tej tajemnicy chyba dobrze przypomnieć sobie zasadę proponowaną niegdyś przez hermeneutów. I oscylować swobodnie między częścią i całością… Od części, jaką są satyrykonowe dyplomy w kalendarzu przechodzić do “całości” albumu Mirosława Ratajczaka, od tej części do całości kolejnej, najważniejszej, a potem znowu wracać…
W ramach Satyrykonu Get stworzył tradycję, która trwa po jego śmierci, dużo bardziej intensywnie, niż by się na pierwszy rzut oka mogło wydawać. Wszystkie powstałe po 2011 roku dyplomy są z Nim, z jego twórczością dialogiem. “Najprościej” rozmawiał T.M. Siara, po prostu zamieszczając dosłowne, osadzone w przestrzeni Legnicy i własnych dzieł cytaty. Rok później Tomasz Broda narysował wyraźnie nawiązującego do niektórych, rabelaisowskich motywów Geta osobnika. Wydawało się, że własną, bardzo rozpoznawalną kreską. Dopóki się nie zobaczy, serigrafii Geta z lat 70. Bo wtedy chce się raczej zapytać, czy ten Broda, którego dziś znamy, w jakiejś swojej części wprost z Geta nie wyrasta. A Janusz Kapusta? Czy przypadkiem nie widział jednego z “miedziorytów towarzyskich” nawiązujących do należących niegdyś do Lubomirskich dzieł Dürera?
ba
Poniżej jakże dla nas ważny tekst Mirosława Ratajczaka do Kalendarza Satyrykonu 2016. Przyjemniej go oczywiście czytać w samym kalendarzu, ale to dopiero od 11 grudnia (piątek, godz.18.00!). Natomiast książkę „Get Eugeniusza Stankiewicza” można już kupić w Galerii Satyrykon. Cena – 80,00 zł. (Każdy, kto jeszcze albumu nie ma, a się przymierzał do kupna, wie, jak atrakcyjna.)
Rok 1990 – rozpoczyna się ostatnia dekada XX wieku i drugiego milenium. Jakże jednak jest to odmienny w nastroju fin de siècle od tego sprzed stulecia! Klimat schyłkowości i dekadencji (a pewnie nawet czegoś więcej) mógł panować w pustoszejących siedzibach pezetpeerowskich komitetów, ale reszta Polski była po części w euforii wskutek zwycięstwa Solidarności, a po części w szoku z powodu wkraczającego z marszu na nasze ulice kapitalizmu. Łatwo można było stracić głowę w wirze wydarzeń, czego dowiodły wybory prezydenckie z końca tego roku, gdy Tadeusz Mazowiecki przegrał ze Stanem Tymińskim, którego w drugiej turze, w starciu z bohaterem Solidarności Lechem Wałęsą, poparła jedna czwarta wyborców!
W takich momentach historii nie jest łatwo stanąć z boku, by obserwować z dystansem wydarzenia i trzymać emocje na wodzy. Ale satyryk powinien mieć taką umiejętność, o ile nie chce pełnić roli propagandzisty. Eugeniusz Get Stankiewicz modelowym satyrykiem co prawda nigdy nie był, ale potrafił wczuć się w rolę. Projektując plakat do pierwszego Satyrykonu w Polsce postkomunistycznej, odwrócił niejako lunetę obserwatora i znalazł się dość daleko od zmieniających się z dnia na dzień wątków życia politycznego. Za to w polu jego widzenia pojawił się zwykły obywatel i jego „przeciętna” reakcja na historyczną zmianę. W lapidarnym koncepcie i syntetycznej formie Get uchwycił prosty mechanizm dostosowywania się do zmienionych warunków, oparty na najzwyklejszej potrzebie fizjologicznej. Pewna dwuznaczność tego wyobrażenia tkwi w tym, że potrzeba jest co prawda naturalna, ale kulturowo kwalifikowana jest jako niska (w sztuce – cokolwiek obsceniczna).
*
Od wyżej wspomnianego debiutu Geta na legnickim forum satyryków minęło pięć lat, gdy popularny grafik znów się na nim pojawił, tym razem w roli autora dyplomów towarzyszących nagrodom dla laureatów konkursu. W wielu wypadkach właśnie owe dyplomy traktowali oni jako najcenniejsze trofea. I nic w tym dziwnego, ponieważ w połowie lat 90. Get Stankiewicz był już uznawany nie tylko za wybitnego plakacistę, ale i za mistrza najszlachetniejszej ze sztuk graficznych – miedziorytu. Dyplomy Geta bardzo oryginalnie wykorzystywały formułę kolażu (ściśle rzecz biorąc – autokolażu), którego integralną częścią było tzw. „oszmiańskie passe-partout” – nie elegancko cięty, ale „dziurawiony” wysokiej klasy karton, w których to „dziurach” o nieregularnych, dartych krawędziach pyszniły się miedziorytnicze arcydzieła. Z reguły ręcznie kolorowane.
Nie podlegały one żadnym regułom tematycznym, były autorskimi dziełami, którymi swobodnie rządziła wola i wyobraźnia artysty. I tak w kilku z nich dominują motywy erotyczne, które w grafice kameralnej Geta (dedykowanej najczęściej przyjaciołom) pojawiały się od najwcześniejszych lat. W innych znalazły sobie miejsce „zaszyfrowane” wątki autobiograficzne, sygnalizowane oczywiście z pomocą – jak nazywał je sam autor – „łbów”, czyli autoportretów. Rzadko odzywało się echo zaangażowania Geta w sprawy publiczne, ale i to się zdarzyło, jak sądzę, w roku 2006, kiedy Get w swoim dyplomie „zburczał” kocim sposobem kwestie przygotowywanej wówczas lustracji.
Wartym szczególnej uwagi jest dyplom z roku 2011, z datą czerwcową, kiedy to odbył się 34 Satyrykon. Eugeniusz Get Stankiewicz nie żył już wtedy od dwóch miesięcy, a wspomniana praca była ostatnią przez niego sygnowaną.
Zespół dyplomów Eugeniusza Geta Stankiewicza prezentowany w tym kalendarzu jest jedynym w swoim rodzaju i daje dobre wyobrażenie o działalności tego niezwykłego „grafika użytkowego”, którym to mianem szczycił się przez całe swoje życie.
Mirosław Ratajczak
Eugeniusz Get Stankiewicz (1942 – 2011). Urodzony w Oszmianie na Wileńszczyźnie (dzisiaj: Republika Białorusi), studiował na Wydziale Architektury Politechniki Wrocławskiej (1961-1966) oraz w Państwowej Wyższej szkole Sztuk Plastycznych (1966-1972), od roku 1998 wykładał w ASP – od 2003 jako profesor zwyczajny. Został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i nadano mu tytuł Honorowego Obywatela Wrocławia oraz Honorowego Obywatela Wschowy, w której mieszkał w latach 1945 – 1960.