W tym tygodniu wraz z wtorkową (17 marca) Panoramą Legnicką
Natura rozsadzająca ramy tego, co stworzył człowiek – jakże to częsty u Crihany motyw. Melancholijnie sygnalizuje upływ czasu i daremność ludzkich wysiłków, ale przecież nie tylko. Wspominane już w zeszłym tygodniu, stające się w całym cyklu jednym z ważniejszych symboli Legnicy palmy, tutaj niczego nie burzą. W misternie kontrolowany sposób splatają się niczym francuski warkocz na damskiej głowie. Wraz z resztą zieleni tworzą oddzieloną od miasta sielską enklawę, ale też stają się konstrukcją triumfalnie wznoszącą ku niebu zdawałoby się bardziej okazałe dzieła – nasze najważniejsze wieże kościołów i zamku. Można by powiedzieć, że paradoksalnie na swych szklanych, kruchych barkach Palmiarnia „dźwiga” miasto.
Czyż jednak właśnie tym wszystkim – wyrazem postępu, oknem na świat, miejscem odpoczynku, ale i magicznego, „ulepszającego” rzeczywistość eksperymentu, przedmiotem dumy i oczkiem w głowie – nie była od momentu powstania (w 1898 roku). Właściwie nawet znacznie wcześniej. Począwszy od pierwszej szklanej przybudówki przy domu miejskiego ogrodnika, przez powstanie szklarni (1887), inwestycję sfinansowaną przez Teodora Beera (1898) i jej dalszą rozbudowę w XX wieku – wszystko to przecież kolejne etapy jednej, wspólnie kontynuowanej przez pokolenia wspaniałej idei.
Zresztą, co właściwie, w tym dzielącym naszą miejską przestrzeń na różne symboliczne strefy obrazie, jest legnicką ziemią, niebem albo legnickim rajem? W pewnym sensie wciąż od nowa odtwarzanym marzeniem o raju jest każdy zakładany przez człowieka ogród, a tym bardziej park czy szklarnia, zwłaszcza przekształcana w coraz bardziej nowoczesną i egzotyczną. Legnickie niebo i raj razem wzięte to jednak przede wszystkim obrazy Crihany. Czyż nie zmartwychwstają tu w harmonijnej, troskliwie wypielęgnowanej przez artystę niczym najlepszego ogrodnika formie wszystkie nasze marzenia i powody do dumy? Wciąż realnie istniejące, nawet jeśli dziś już nie w tak okazałym kształcie, jakbyśmy tego pragnęli.