ptaszki. Towarzyszyły Cantatowi na plakatach często, ale na ogół w kontekście muzycznych działań człowieka. Nigdy w takiej masie i całej swej naturalnej krasie. Realne jak wróble w żywopłocie zanim na gałązkach pojawią się liście. Albo raczej jak szpaki, zważywszy że tak subtelnie nakrapiane. Albo jak ludowa wycinanka czy drzeworyt. Z wyrafinowanie zaburzoną symetrią i ukrytą pośród zwodniczej powtarzalności elementów zagadką. Bo czy owo bardziej „naturalne” w swej strukturze niż ludzki chór i przez to dużo bardziej od każdego chóru doskonałe zgromadzenie nie posiada przypadkiem swego kierownika? Choć czy nakrycie głowy jest tu rzeczywiście dowodem sprawowanej funkcji czy tylko kpiną z ludzkich przyzwyczajeń?
Legnicki Cantat istnieje już tyle lat, że oczywiście miał utrzymane w typowej dla PRLu, a dziś jakże chętnie nostalgicznie przywoływanej stylistyce plakaty. Ale chyba jeszcze nigdy nie miał takiej stylizacji…
Plakat Kai jest jak powrót do źródeł. Twórczości muzycznej, graficznej i polskiego plakatu. Również do graficznej siermięgi i wydawniczych ograniczeń. Powrót żartobliwy, ironiczny i niezwykle wyrafinowany. Przekształcający ograniczenia w atuty, ale przede wszystkim przywołujący cały pierwotny zapał i radość, jakie wszelkim początkom towarzyszą.
Do turnieju chórów Legnica Cantat 46 jeszcze ponad tydzień, ale właściwie całe miasto już śpiewa. Plakaty Ryszarda Kai są wszędzie. Na słupach przykuwają uwagę dyskretnym pięknem i nawiązują dialog z różnorakim otoczeniem. Niekiedy bywają w całkiem niezłym, znaczącym towarzystwie…