Dla sympatyków Satyrykonu pozostanie przede wszystkim wielkim autorem jednego z najważniejszych, nagrodzonych Grand Prix rysunków. Rok 1994 i „Witraże”. A było to przecież ukoronowanie trwającej wiele lat znajomości.
Niemal od początku (1978) Zbigniew Ziomecki, jeden z filarów „Szpilek” i wówczas „światowy” współpracownik zagranicznych pism czynił konkursowi honor przysyłając rysunki i uczestnicząc w Satyrykonie. Ślady można znaleźć w ówczesnych powielanych w czasie festiwalu gazetkach, a w 1985 miał również indywidualną wystawę. „Jego rysunki są śmieszne i bardzo śmieszne. Nie trzeba o nich mówić, ponieważ same mówią za siebie, aktualne, łatwe w odbiorze, są zarazem uniwersalne i mają drugie, a może nawet trzecie dno.” W tym tonie pisała wówczas (trawestujemy tutaj jej zdania) Ewa Barciszewska.
Choć wokół zmieniło się właściwie wszystko, wiele satyrykonowych „odkryć” i „gwiazd” nabrało wartości wyłącznie historycznej, ze zdumieniem zauważamy, że te najlepsze rysunki Ziomeckiego nie zestarzały się ani trochę. Ich staranna nie jak z prasowego szkicu, ale raczej dawnej książkowej ilustracji szczegółowość i pozorna „staroświeckość” jeszcze bardziej tę nieprzemijającą aktualność podkreślają.
Z upływem czasu nazywany z humorem oldboyem, a potem i nestorem polskiej satyry, cały czas był aktywny. Na stronie Muzeum Karykatury można znaleźć stare zdjęcie: szacowne postaci polskiej satyry (wśród nich Zbigniew Ziomecki) przed tą szacowną instytucją. Ile z tego dziś pozostanie? Tylko wspomnienia?