Twierdzić, że zdająca sprawę z różnorodności zainteresowań i pól działalności Mysyrowicza „wystawa karykatur i rysunków”, jest w istocie wystawą plakatu to nie tyle paradoks co truizm. Sam Artysta wielokrotnie podkreślał, że od plakatu się zaczęło, z plakatu wyrasta, z plakatem się łączy…
Wspólną cechą zgromadzonych tu wszelkich rodzajów twórczości jest to, że nawet na najbardziej zatłoczonej prasowej szpalcie nie pozostałyby niezauważone. Małe sprawiają wrażenie monumentalnych. Wiele z nich najlepiej się czuje w dużym formacie i wręcz rozkwitłaby w formie choćby i zajmującego całą fasadę bilbordu.
Tak liczne tu karykatury portretowe to w gruncie rzeczy też plakaty, do szalonego „eventu”, jakim jest życie. Wiele lat temu Jerzy Urban podkreślał przede wszystkim ich mistrzowski realizm i znacznym uproszczeniem byłoby po prostu powiedzieć, że stopień odejścia od niego sygnalizuje to, jak bardzo portretowana postać przestaje być po prostu człowiekiem z krwi i kości, a przekształca się w historyczne czy kulturowe zjawisko…
Bohaterowie, „ludzie z pierwszych stron gazet „, lub tacy, którzy powinni się tam znaleźć, często ukazywani są światłach rampy. A może Rampy. Nomen omen, metaforycznie i w całej serii plakatów dosłownie… Ślizgające się po ich twarzach neonowe refleksy, w jakże czytelnym stylu, tyleż przekształcają ich w idoli pop kultury, co prześwietlają na kształt rentgenowskich promieni. Można by rzec, że spojrzenie Artysty rozkłada ich na czynniki pierwsze, rozbija na piksele i barwy podstawowe tak, jak rozkłada się światło w widmie i układa tę układankę na nowo. Znamy ojców takiego malowania od impresjonistów po muzyczne okładki Świerzego, ale i na tym tle karykatury Mysyrowicza świecą własnym, często mocno demonicznym blaskiem.
Ukazywany przez Mysyrowicza świat to bowiem miejsce mocno (co podkreślają czyste, mocne, mroczne kolory) demoniczne. Dziesięć przykazań bywa tu często jedynie niewygodnym garbem, do którego dopisuje się szereg zastrzeżeń i poprawek. Ukąszeniu pychy, będącemu cechą świata elit i mefistofelicznym podszeptom najbardziej ulegają być może Ci, którzy są najinteligentniejsi. W tym – jak można obserwować w serii jubileuszowych autoportretów – również należący do tego świata autor….
Myśl o przekształceniu karykatury w plakat tkwi explicite u samych podstaw serii „plakatów teatralnych”. Czyli w pomyśle skojarzenia portretów polityków z klasyką opery i teatru. Te zderzenia, jakkolwiek by nie były złośliwe, i tak trzeba przyznać, tych często „bohaterów jednej akcji” nobilitują i pozwalają w nich dostrzec typy i zjawiska ponadindywidualne. Ale też od razu powiedzmy, że nie o pogłębione analizy tu chodzi, ale raczej o będącą podstawą tych dowcipów, trafnie podkreślaną rysunkiem wielką nośność znanych tytułów użytych jako reklamowe slogany.
Cała seria też wprost prowadzi do tego, co podejmowane w rozmaitej formie wydaje się bodaj najważniejszym dla Mysyrowicza tematem – teatru władzy. Ulegając słabości do sloganów, można by rzec – „szekspirowskiego teatru władzy”, ale i dorocznej politycznej szopki. Korona, błazeńska czapka, kij, marchewka (i jeszcze kilka innych) to jego podstawowe, od początku, często i po mistrzowsku wykorzystywane przez Mysyrowicza symbole. Codzienną, komentującą najbardziej aktualne wydarzenia wersją tematu są setki politycznych rysunków publikowanych w „NIE” i tych wysyłanych na konkurs rysunku miesiąca Muzeum Karykatury. Powiedzieć, że polski sos, czyli słoma wystająca naszej władzy z butów, tutaj z kolei jest najczęstszym tematem, byłoby znowu zbyt daleko idącym uproszczeniem… I z jednej strony ciesząc się, że wreszcie ktoś odważył się być tak bezkompromisowo złośliwy, chwilami wręcz cyniczny i aktualny, można by nawet ubolewać, że taki Artysta oddaje swój talent w służbę rzeczy tak przemijających i nietrwałych. Wszak sami widzimy, jak szybko stają się historią. Na tej wystawie również kawał takiej najnowszej i jakże szybko zapominanej historii możemy sobie dzięki Mysyrowiczowi przypomnieć. Gdyby nie jeden fakt. Testowane w tych cotygodniowych czy comiesięcznych rysunkach, przy okazji aktualnych spraw pomysły, bardzo często w końcu stają się podstawą tego, co chyba lubimy najbardziej. Jego uniwersalne, poświęcone sprawom najbardziej uniwersalnym plakaty. Szopenowska tradycja przekształcająca się w stojącą na opuszczonym fortepianie wódkę… Precyzyjnie podzielona krzyżem Polska ….Elegancki demonizm sprzedajnej kobiecości, wtłoczony w ilustrację rubasznego hasła „Pan tera, pan potem”, ostry jak brzytwa język kabaretu… Takie właśnie prace najczęściej przynosiły Mysyrowiczowi na Satyrykonie jeśli nie nagrody, to przynajmniej nominacje. I one właśnie przetrwają nie tylko marne czterdzieści lat, ale i wszelkie jubileusze.
A jeśli – jak twierdzi Mysyrowicz – tak w plakacie, jak i w karykaturze i rysunku satyrycznym najistotniejszą sprawą jest pointa, to z kolei podstawą Mysyrowiczowskiej pointy jest najczęściej diabelnie trafne, czerpiące z bogactwa artystycznych inspiracji, wiedzy i życiowych doświadczeń porównanie.
Witold Mysyrowicz Po oczach, Galeria Ring, wernisaż 19 czerwca, 18.30