Satyrykon 2024: udany (jak zawsze)

Weekend zabawy, 300 dni przygotowań… tak rokrocznie można byłoby podsumowywać trwające cały sezon prace nad organizacyjnym dopięciem na ostatni guzik kolejnych edycji Satyrykonu. I choć w tym stwierdzeniu oczywiście należy zauważyć trochę żartobliwej przesady, to jednak wielu odbiorców kultury pewnie nawet nie spodziewa się, że finalizacji tak wielopłaszczyznowej (zakres zadań: od pełnego ogarnięcia merytoryki, po wyciąganie z dna szafy czerwonych czapek Stańczyka) imprezy towarzyszy nieustanny stres, a – wydawałoby się – nieistotne detale mogą zepsuć mozolnie przygotowywany efekt. Spojlerując – ponownie wszystko zagrało jak trzeba, a my możemy napisać o kolejnym udanym Satyrykonie.

Korowód Satyrykonowy, będący premierowym akcentem najweselszego legnickiego festiwalu, przeszedł przez nasze miasto w piątkowe popołudnie sygnalizując, że nadszedł czas na rozpoczęcie 47. odsłony festiwalu. Tak spektakularnego otwarcia konkursowej wystawy nie mieliśmy dawno: oprawa wizualna w Muzeum Miedzi przykuwała uwagę dopracowaniem w każdym calu – błyskawicznie dało się poczuć uroczystą atmosferę święta kultury. I pomimo faktu, że wyniki konkursu znaliśmy już od kilku miesięcy, dramaturgia podczas wręczenia nagród nie odbiegała wcale od „niespodziewanych” gal – to z pewnością kolejny warty do odnotowania wyróżnik Satyrykonu. Frekwencja również dopisała – stojąc pod niewielką sceną prowizorycznie ustawioną w Muzeum można było poczuć się jak na dobrym, klubowym koncercie. Kolejnym przystankiem satyrykonowej pielgrzymki stała się Galeria RING, gdzie kontynuowaliśmy konkursowe podsumowania – tym razem nagrody otrzymali laureaci czwartej edycji „Szkic ma moc”. Pomysłodawca tych zmagań, Tomasz Broda, zarządził spontaniczne obsypywanie się przypominającym konfetti wycinankami, a do specjalnie przygotowanej ścianie tworzącej tło wydarzenia mogliśmy przyczepiać różne kształty (Prezydent Maciej Kupaj zainstalował zielone drzewko), własnoręcznie współtworząc wystawową przestrzeń złożoną ze stu szkicowników stu różnych autorów. Na koniec pierwszego dnia Satyrykonu 2024 Mumio (zapamiętajcie, teatr nie kabaret) zaprosiło nas na wyprawę po 25 latach swojej scenicznej kreatywności – Sala Maneżowa dosłownie trzęsła się od śmiechu. Humor autorów „Krowy łakomczuchy” z pewnością nie jest dla każdego, ale każdy niewątpliwie powinien docenić ich zaangażowanie – uczciwy dwuipółgodzinny przekrój twórczości, muzyczne przygotowanie plus brak rutyny równa się pełen sukces.

Satyra, niczym życie, potrafi być gorzka – po raz kolejny odwołać się można tu do wpędzającej w zamyślenie pracy „Mur” Pawła Kuczyńskiego, laureata Grand Prix AD 2024. Do refleksji zachęca też coraz bardziej rozrastająca się Aleja Gwiazd Satyrykonu przy ulicy Najświętszej Marii Panny. Odsłonięcie tablicy pamięci Andrzeja Dudzińskiego było momentem na złapanie oddechu i wdzięczności za wszystkie uśmiechy, które podarowali nam nieżyjący już bohaterowie i przyjaciele naszego festiwalu. We wspomnieniowo-nostalgiczny klimat przeniosła też zlokalizowana w starym hallu Teatru Modrzejewskiej wystawa „Z ojca na syna. Teodor i Eryk Lipińscy”, która powstała we współpracy z Muzeum Karykatury i udowodniła, że uniwersalny humor powstały w zupełnie innych realiach społeczno-politycznych jest wciąż… uniwersalny. Ale dość o melancholii – o radosnym duchu imprezy w tym czasie przypominały nam dostępna przy Śledziówkach wystawa pokonkursowa 16. edycji belgijskiego festiwalu International Humour in Art. Kartonale – George van Raemndonck oraz Piknik Familijny odbywający się tuż przy Galerii Satyrykon, gdzie Eugeniusz Skorwider zaprosił na spotkanie ze swoimi „Plakatami i ilustracjami”. I ponownie – można się z tymi często niemalże publicystycznymi deklaracjami zgadzać bądź nie, jednak nie sposób odmówić Profesorowi siły przekazu i ostrej jak żyleta dosłowności. Chwilę później ponownie się rozpadało, ale niekorzystne warunki pogodowe w ogóle nie przeszkodziły we wspólnym seansie „Dream Scenario” w reżyserii Kristoffera Borgliego, choć wyjątkowo musieliśmy zrezygnować z szyldu Kina Plenerowego i przenieść się pod dach. Nicolas Cage w roli Paula Matthewsa bawił ludzi relaksujących się na leżakach w Sali Maneżowej, a unoszący się po korytarzach zapach popcornu był niewątpliwym plusem tej nagłej zmiany.

Ostatni akcent Satyrykonu był stricte muzyczny – Natalia Niemen w towarzystwie dziewięcioosobowego Big Bandu wystąpiła w Sali Maneżowej. I choć artystyczne emploi córki legendarnego Czesława od pewnego czasu dzieli publiczność, to jednak chyba nikt, kto pojawił się na satyrykonowym finale nie miał prawa być rozczarowany. Szeroki przekrój repertuarowy, bogate instrumentarium, luźny i niewymuszony kontakt z widzami – Legnica może pani Natalii wystawić znak jakości.

Teraz pozostaje nam czekać do kolejnej odsłony najweselszego legnickiego festiwalu – jesteśmy przekonani, że już wkrótce będziemy odliczać dni do kolejnego Korowodu Satyrykonowego. A należy przecież pamiętać, że w coraz bliższej perspektywie mamy 50. edycję festiwalu, która odbędzie się już za trzy lata! 

Michał Przechera (LCK)

Skip to content