Od czterdziestu lat nieodmiennie budzi żywe emocje. Chyba każdy, kto się z nim zetknął ”wie lepiej”, jak wyglądać POWINIEN. Często zachwyca tych, którzy przyjeżdżają z daleka. Z reguły nie zadowala tych, którzy są bliżej.
Zawsze chciał więcej i, o zgrozo, mu nie przeszło! Rysunek satyryczny (1977), fotografia (1980), od wielu lat otwarty dla malarzy, ilustratorów i rzeźbiarzy, dziś coraz bardziej łakomie łypie okiem w kierunku ruchomych obrazów. Region (1977), Polska (1978), świat (1985). Coraz intensywniejsza działalność wydawnicza, własny kalendarz, organizowane przez cały rok wystawy, spotkania i warsztaty. Od ponad sześciu lat dzięki władzom miasta ma własną galerię.
Najstarszy w Polsce i jeden ze starszych na świecie plastyczny konkurs satyryczny, nigdy nie chciał być tylko konkursem. Narodził się jako spotkania oraz prezentacja artystów i tej tradycji pozostaje wierny. Od początku też nie zamierzał się ograniczać do sztuk plastycznych. W ramach prezentującego szereg wystaw festiwalu konsekwentnie buduje również estradę goszczącą kabarety, muzyków i teatry. Cztery lata temu postanowił przyznawać również swoje Szpile. Daje je po prostu wyjątkowym Osobowościom. Tym, którzy idąc pod prąd stereotypom najmocniej zmuszają polskie społeczeństwo do myślenia. Nieważne, w jakiej dziedzinie tworzą. Muzyka, teatr, film, może być również piłka nożna, memy czy fryzjerstwo.
Debiutantów często zaskakiwał i zaskakuje nagrodą. Przed znanymi nie chce padać na kolana. Zyskujących dzięki niemu sławę potrafi zniechęcić tym, że nie zamierza nagradzać bez końca. Z drugiej strony budując corocznie inny skład międzynarodowego jury pozwala bezstronnie docenić utrzymywany przez lata przez artystę świetny poziom. Niektórych podobno trochę onieśmiela. Stara się tworzyć własne zasady, które go wyróżnią. Przez wiele lat wolał rysunki bez podpisu. Ale w zetknięciu z wykraczającym poza te zasady talentem, nigdy nie wahał się ich łamać. Ma pewną idée fixe, której zawsze pozostanie wierny. Traktuje satyrę jako jedną z najważniejszych dziedzin sztuki.
Można powiedzieć, że powstając idealnie ”trafił w swój czas”. Niemal bez żadnej promocji, samą siłą przyświecającej mu idei, zdobył niegdyś wielu wspaniałych sojuszników. Szpilki, Eryk Lipiński, Muzeum Karykatury. Z kolosalnym zdumieniem przyjął fakt, że na drugiej półkuli wiedzą o nim, i że dla ”Witty World” jest jednym z najlepszych konkursów na świecie (1987). W czasach zamknięcia polskich granic był to taki szok, że do dziś trudno zapomnieć. Choć późniejsza dobra ocena FECO tudzież spontanicznie napływające fale prac z Ameryki Południowej, Chin, Iranu, Indonezji czy Tajlandii zdołały go nieco na komplementy uodpornić. Podobnie zresztą jak na krytykę. Ale rzesze nowych artystów, którzy pojawiają się ”znikąd”, nieodmiennie wprawiają go w uniesienie. Nawiązane więzi stara się usilnie pielęgnować. Od wielu lat bardzo się o promocję troszczy. Nie tylko zresztą dla siebie, bardziej z myślą o artystach, których ”wziął pod swoje skrzydła”.
Przez te 40 lat próbowało w nim swoich sił bardzo wielu. Setki jakże znakomitych, znanych w swych krajach nazwisk. Niektórzy są mu przez dziesięciolecia wierni, choć nigdy nie zdobyli tu nagród. Chyba go po prostu lubią… To właściwe miejsce, by im i wszystkim innym podziękować i powiedzieć, jak bardzo nawzajem są przez Satyrykon lubiani. Że mimo tych tysięcy prac, nikt nie pozostaje anonimowy. Że nigdy nie uchodzi uwadze dorobek, z jakim niekiedy tu przychodzą, czasami drobna zmiana pseudonimu, rozwój czy późniejsze sukcesy.
Prawdę mówiąc nieco dziwną wybrał sobie siedzibę. Stary polski, piastowski gród i piękne niemieckie Liegnitz, które po II wojnie stało się obiektem bodaj najdziwniejszego żartu w swej historii. Jak mówił popularny, autoironiczny dowcip, miasto przypominało z lotu ptaka talerz pierogów – w połowie ruskich, w połowie leniwych… A jednak Satyrykon w Legnicy zawsze widział nie tylko satyryczny potencjał. Nigdy się nie chciał przeprowadzać. Wręcz przeciwnie, uwielbiał zapraszać do siebie i nawet w czasach największej biedy gościć „po polsku”. Coraz mocniej”wrastał”. Korzystając ze swych wspaniałych artystycznych znajomości ofiarowywał Legnicy kolejne dowody wiernej miłości. Aż wreszcie dzięki Florianowi Crihanie podsunął swemu miastu głębokie, piękne i intrygujące satyryczne zwierciadło. Nigdy w całej swej historii takiego nie miało. A przecież mieć powinno! W końcu przez te czterdzieści lat stało się ważnym punktem na satyrycznej mapie świata.
Właściwie od czasu, kiedy powstał, Satyrykon próbuje się podsumować. Oczywiście, by wyciągnąć wnioski na przyszłość. Jednak kolejne, coraz bardziej okrągłe i imponujące jubileusze obchodzi dość pobieżnie i pospiesznie, bardziej zaabsorbowany aktualną edycją i tymi, które – ma nadzieję – po niej nastąpią. Wciąż nie spisał w wystarczającym stopniu swoich dziejów. Były próby, jednak zebranie i dopełnianie wspomnień, bezstronny historyczny komentarz i interpretacja tego, co się przez 40 lat tu w Legnicy w sztuce (właśnie tak, nie, po prostu, w satyrze) zdarzyło, wciąż czeka. Sam Satyrykon właśnie po raz kolejny przegapił tę szansę. Zresztą, czy nie powinien tego zrobić ktoś inny?
Jego życie codzienne toczy się w naturalnym rytmie bodaj bardziej stałym niż pory roku. Zbieranie funduszy, szukanie tematu, wystawa w Galerii Satyrykon, montowanie znakomitego, nieustępującego latom poprzednim składu jury przyszłej edycji, druk kolejnych regulaminów, druk kalendarza, kolejna wystawa w Galerii Satyrykon, nadchodzenie z całego świata prac od artystów, z których duża część to dobrzy znajomi… Zwyczajne dni, kilka świąt w postaci wernisaży i posiedzenia jury. Wreszcie karnawał w postaci dwudniowego czerwcowego festiwalu. W pogoni za niedoścignionym ideałem cały czas coś się próbuje ulepszać. O potrzebie zmian mówi się właściwie bez przerwy. Jednak Prawdziwe Zmiany nie następują rewolucyjnie, ale raczej ewolucyjnie, a zaczynają się chwilami niemal niepostrzeżenie. Dość rzec, że jeden z największych w Polsce, liczący obecnie ponad 28 tysięcy satyrycznych prac, zbiór został zapoczątkowany niemal przez przypadek.
Co więc teraz wydaje się najważniejsze? Może to, aby Galeria Satyrykon jeszcze bardziej nabrała wiatru w żagle? Ostatnio ma ambicje uczyć najmłodszych miłości do satyry. Ale przecież nie wolno zaniedbać i starszych. Albo to, aby wspaniały zbiór prac pokazać wreszcie w Internecie? A może jednak ”Funny food”? Ten ostatni smaczny plan, by nie tracąc artystycznych ambicji, przez ”żołądek” trafić do serc mas? Albo jednak przekraczający wszelkie oczekiwania rozwój ”Skłonności do ostrości”? Według wstępnych planów ten cykl studenckich wystaw właściwie miał się już kończyć, tymczasem żyje własnym szalonym życiem i tak łatwo ukrócić się nie da… Może wreszcie dokonująca się nie bez związku z powyższym kolejna pokoleniowa zmiana warty? Prawdę mówiąc, Satyrykon przeżył ich już kilka. I z werwą wierzy, że jeszcze niejedną przeżyje!
Beata Zborucka
Wydawnictwo jubileuszowe już do pooglądania i kupienia w Galerii Satyrykon.