Ileż to już lat Ronald Vanoystaeyen przyjeżdża do Legnicy jako jeden z przyjaciół Satyrykonu? Parę razy mieliśmy okazję oglądać efekty konkursu, którego jest organizatorem. A teraz możemy choć w niewielkim stopniu poznać kolejną ważną część jego pasji – zawrzeć znajomość z George’em Van Raemdonckiem. W setną rocznicę wybuchu pierwszej wojny światowej zobaczymy wystawę rysunków słynnego belgijskiego artysty z lat 1914-1918.
Satyrykon: Wystawa rysunków Georga Van Raemdoncka dotyczy okresu I wojny światowej. Czy był to dla niego dobry okres?
Ronald Vanoystaeyen: Jak obosieczny nóż: straszny dla niego i jego rodziny, ale również moment zmian i możliwości. Wojna zmusiła George Van Raemdoncka do ucieczki do Holandii i rysowania, by zarobić na utrzymanie rodziny . Gdyby pozostał w Belgii, po kilku latach wytężonej pracy byłby już może słynnym flamandzkim malarzem … ale wówczas nie powstałyby jego niesamowite rysunki… Może to swoiste „yin i yang ” Georgea Van Raemdoncka: dobre rzeczy mogą się zdarzyć, tylko wtedy, gdy istnieją złe.
Van Raemdock to Pana pasja. Zna go Pan jak chyba nikt. Na co na tej wystawie najbardziej powinniśmy zwrócić uwagę?
Wystarczy spojrzeć i od razu myśli się o artyście siedzącym w obcym kraju przy małym stoliku z ołówkami, tuszem i papierem, tęskniącym za ojczyzną, która boryka się z koszmarem wojny. Jako swojego rodzaju flamandzki ambasador i świadek z zagranicy musi cotygodniowo tworzyć rysunki. Spróbujcie wyobrazić sobie, ile czasu zajmuje artyście ich przygotowanie: najpierw szuka pomysłu, następnie powstaje pierwszy rysunek ołówkiem, potem wykonuje wszystko w tuszu… A na co zwrócić uwagę? Przede wszystkim na piękno tych rysunków, są doskonałe , a następnie na ich zróżnicowaną, szeroką tematykę.
Jest Pan jednym z największych popularyzatorów postaci George’a van Raemdoncka. Czy rysownik mieszkający dziś w Boechout jest na niego po prostu skazany, czy i bez tego by się Pan nim zainteresował? Czy spotkał go Pan kiedyś osobiście?
Miałem 20 lat, kiedy George , którego nigdy nie poznałem osobiście, zmarł. Sam rysowałem od 6 roku życia, widywałem go w jego domu, pchającego dziecięcy wózek, wyprowadzającego psa …, ale w tym czasie nie znałem jego prac, odkryłem je później. Kiedy w 1986 roku wystartowaliśmy w Boechout z naszym festiwalem satyrycznym i wybieraliśmy nazwę, poszło nam bardzo szybko – „George Van Raemdonck Kartoenale”. Nigdy jednak nie miałem uczucia, że przy tym artyście utknąłem. Można zauważyć, że z dnia na dzień zainteresowanie jego pracami rośnie i byliśmy szczęśliwi mogąc w listopadzie opublikować drugą książkę z jego rysunkami. Z drugiej strony patron nie ma żadnego wpływu, na rysunki, które wybiera jury w konkursie.
Pan również rysuje, jaka jest różnica między byciem rysownikiem satyrycznym wówczas i teraz?
Myślę, że można porównać to z różnicą między czasem stanu wojennego w Polsce i potem … Po pierwsze temat. W roku 2014 nikt już nie tworzy rysunków o np. papierze toaletowym, jak to miało miejsce na początku lat 80. Gdy pod koniec lat osiemdziesiątych zorganizowaliśmy wystawę polskiego rysunku na Uniwersytecie w Antwerpii, musieliśmy niektóre z rysunków objaśniać belgijskiemu odbiorcy, przy czym nie chodziło tu różnice językowe, ale o różnicę w podejściu do rysunku jako takiego. Trzeba było być w takiej samej sytuacji, aby zrozumieć. Dzisiejsi rysownicy tworzą oczywiście również prace satyryczne, ale o innym charakterze, którego nie da się tak łatwo określić.
GEORGE VAN RAEMDONCK – rysunki 1914-1918
Galeria SATYRYKON w Legnicy
(5 czerwca – 31 lipca 2014)
otwarcie wystawy 13 czerwca 2014, godz. 19.30